poniedziałek, 21 października 2013
Mexico City - Bydgoszcz
Ponieważ już dawno z mężem nigdzie nie byliśmy, zaproszenie od jego siostry z Bydgoszczy przyjęliśmy z radością:-). Jeden dzień spędziliśmy na imieninach Pana Domu, a drugi postanowiliśmy wykorzystać dla siebie. Niedzielny obiad zjedliśmy w restauracji meksykańskiej Mexico City. Lubimy dość ostre, pikantne klimaty i byliśmy już w kilku miejscach serwujących taką kuchnię.Więc tak, knajpka i jej wystrój ok. Na ścianach różne przedmioty mające nam za zadanie pomóc sobie wyobrazić gdzie jesteśmy, kapelusze sombrero i obrazki przedstawiające rdzennych meksykanów:-). Kelnerka, która nas obsługiwała była bardzo sympatyczna i miła, cały czas uśmiechnięta. Szybko biegała pomiędzy stolikami, roznosząc potrawy. Na jedzenie jakoś długo nie czekaliśmy ok.10-15 minut. Zamówiliśmy zupę i danie główne. Do tego tequilę:-).
Zaczynając od zup: ja chciałam kukurydzianą, niestety nie było, więc zamówiłam zupę taco z nachosami,a mój mąż gęsty, pikantny krem pomidorowy. Zupy były smaczne, w mojej było sporo warzyw: fasolka szparagowa, fasola czerwona, czosnek, dużo żółtego sera i dwa nachosy.Zupa była dobrze przyprawiona. Ogólnie ok. Zupa męża również bardzo dobra, rzeczywiście pikantna i to dość sporo, także uważajcie jeśli nie przepadacie za ostrymi rzeczami.Jako drugie danie ja wybrałam sobie pszenne tortille con pollo z kurczakiem. Jak dla mnie same tortille były/ a raczej smakowały jak naleśniki. Nie były za bardzo chrupiące. Przypuszczam, że było to spowodowane tym, że na wierzchu znajdowała się olbrzymia porcja a`la sosu pomidorowego i jakiegoś sosu, nie mogę tylko zgadnąć co to za sos. Przyznam szczerze, że nie znoszę jak ktoś za mnie decyduje ile sosu ma się znaleźć na moim talerzu. Tu było go dużo, za dużo. Czy nie można podawać go w osobnym naczyniu, ewentualnie polać nim brzeg talerza?
Kurczak sam w sobie był dobry, dobrze przyprawiony, niewysuszony.Robert na drugie danie skusił się na fajitę podawaną na gorącej patelni. I znów plus i minus. Plusem było mięso. Smaczne, miękkie, odpowiednio doprawione. Minus - ziemniaki. Nie wiem co to było, prawdopodobnie miały to być chrupiące, złociste plasterki ziemniaków. Wyszło coś gumowego, prawie spalonego. Myślę, że za dużo razy były już podgrzewane i dlatego stało się jak się stało.
Na deser:-) zamówiliśmy tequilę, która była delikatna aczkolwiek odpowiadała nam.
.
Zaskoczeniem dla nas był rachunek - zapłaciliśmy stosunkowo niedużo w porównaniu do innych podobnych restauracji. Uważam jednak, że jedliśmy w kilku innych, lepszych meksykańskich miejscach.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz